
„Karmel” to opowieść o pięciu kobietach w różnym wieku, z
różnymi problemami, różną przeszłością i różną przyszłością. Layala ma romans z
żonatym mężczyzną, Nisrine – narzeczonego, który nie wie, że nie jest już
dziewicą. Jamale ma marzenia - próbuje oszukać czas i chce zostać aktorką. Rima
ma tajemnicę, a Rose – opóźnioną w rozwoju siostrę, którą się opiekuje. Dzieli
je prawie wszystko. Łączy -przyjaźń oraz salon kosmetyczny. Jest w nim miejsce na pogawędki i żarty o seksie oraz
problemach z mężczyznami, ale także na osobiste rozmowy o religii, niełatwych
relacjach z bliskimi, starzeniu się, wierności. Słowem o poważnych problemach.

„Karmel” to opowieść stosunkowo prosta w swojej formie i przesłaniu, teoretycznie nieodkrywająca niczego nowego, a jednak mająca w sobie pewną moc i magię, która sprawia, że nie sposób oderwać się od ekranu, z którego wprost emanuje ciepłem. Siłą "Karmelu" jest nie to, co się opowiada, ale jak to się robi. A robi się mistrzowsko.
Film Labaki potrafi w
swoich prostych, uroczych i barwnych historiach przemycać także mroczniejszą
stronę życia – smutek, wątpliwości, cierpienie, odrzucenie. Mimo, że film
wyprodukowany w Libanie i osadzony w libańskich realiach może wydawać się nam
nieco egzotyczny i odległy, to obraz Labaki taki nie jest. Ukazuje te same
problemy – między innymi homoseksualizm, podporządkowanie się rodzinie i
tradycji, zdradę – co obrazy topowych europejskich twórców.
Fabuła przemawia do kobiet i ich wrażliwości, niezależnie od wyznawanej wiary, wieku, czy kraju. Jest niebywale bliska i prawdziwa. Dlatego też ma działanie wręcz terapeutyczne, lepsze niż niejedna komedia romantyczna. Po tym filmie ma się spokojne i słodkie sny. Sny o cieple i karmelu.
Labaki niezachwianie wierzy w kino i w filmy, które mogą wiele zmienić i wiele
naprawić. Potwierdza to nie tylko w fantastycznym „Karmelu”, ale także w swoim
najnowszym obrazie, entuzjastycznie przyjętym przez canneńskie środowisko
„Dokąd teraz?”.
Do przeczytania wkrótce
Amandine
P.S. Polecam Wam też obiecaną niespodziankę. Od teraz będę współtworzyć jeszcze jednego bloga, też o tematyce filmowej, ale w trochę innej - lżejszej formie. Zapraszam tu.
Do przeczytania wkrótce
Amandine
P.S. Polecam Wam też obiecaną niespodziankę. Od teraz będę współtworzyć jeszcze jednego bloga, też o tematyce filmowej, ale w trochę innej - lżejszej formie. Zapraszam tu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńdobrze że mi przypomniałaś o tym filmie! miałem go obejrzeć :) ZAPRASZAM!!! Trochę męskiej mody :) http://www.hausoferick.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzczerze to nie słyszałam o nim. Muszę chyba go obejrzeć, bo uwielbiam filmy, które potrafią rozśmieszyć i zmuszają do refleksji.
OdpowiedzUsuńserdecznie polecam! :)
UsuńNie do końca przemawia do mnie porównanie Labaki do Allena. Ale film bardzo lubię, zarówno za ogólny klimat, zdjęcia, jak i kreacje aktorskie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń