czwartek, 28 marca 2013

Dla amatorów kina grozy. Odcinek 2 - giallo, slasher.



Giallo


W poprzednim tekście, rozpoczynającym moją kilkuodcinkową opowieść o kinie grozy zaznaczyłam, że zamierzam skoncentrować się raczej na poszczególnych filmach niż opisach podgatunków.

Giallo będzie jednak wyjątkiem, gdyż fragment zamieszczony na Cat In The Well potrzebuje skromnego przynajmniej rozwinięcia i dorzucenia kilku niezbędnych informacji.



Ciemności

Sama nazwa „giallo”, w języku polskim oznaczająca po prostu „żółty”, wzięła się od koloru okładek tanich i kiczowatych włoskich powieści kryminalnych oraz thrillerów publikowanych przez wydawnictwo Mondadori począwszy od roku 1929. Filmy nurtu były niczym innym jak ekranizacjami tych właśnie historii, a jego początki datowane są na pierwszą połowę lat 60.



 
 Do głównych cech giallo zaliczyć należy:


  • Stylistykę opartą na perwersyjnej makabrze, której towarzyszy emocjonalna psychoza
  • Znaczącą rolę podświadomości, mającej duży wpływ na losy i działania bohaterów
  • Pewną dawkę ironii i humoru, niekiedy na granicy parodii


Gatunkowo filmy giallo zbliżone były najczęściej do erotycznego kryminału, psychologicznego thrillera lub okultystycznego horroru, w zależności od tego, na jakie elementy - zbrodnię, seks czy też siły nadprzyrodzone – położono nacisk w największym stopniu.   
Sześć kobiet dla mordercy


Ostatnie głośne obrazy giallo powstały na początku lat 80., by potem ustąpić miejsca innym gatunkom; pozostawiły jednak po sobie ślad po dzień dzisiejszy, stanowiąc inspirację dla takich reżyserów jak Tim Burton, Takashi Miike czy – jakżeby inaczej – Quentin Tarantino, a także przyczyniając się do powstania nieco bardziej współczesnego (wywodzącego się z początku lat 70-tych) podgatunku horroru – slashera.





Czołowymi twórcami giallo byli Dario Argento, Lucio Fulci, Umberto Lenzi, Sergio Martino i oczywiście Mario Bava, który filmem Dziewczyna, która wiedziała za dużo zapoczątkował żółtą falę i stał się pionierem całego nurtu.


Ja w swoim tekście skupię się jednak na postaci Dario Argento, z którego filmografią udało mi się zapoznać najlepiej (co nie znaczy, że nie pozostało kilka pozycji do nadrobienia). 


Zacznę od swojego ulubionego filmu, czyli Suspirii, będącej niewątpliwie jednym z najbardziej znanych dzieł giallo. Czerpiąc inspirację z narkotykowych wizji osiemnastowiecznego pisarza Thomasa de Quincey’a (nie mówiąc już o twórczości Bavy -  przede wszystkim filmu Sześć kobiet dla mordercy), Argento stworzył niezwykle nastrojową opowieść o młodej Amerykance przybywającej do Wiednia, by podjąć naukę w starej akademii tańca, w której od samego początku dzieją się dziwne, tajemnicze rzeczy.


Niech kadry mówią same za siebie: Suspiria


Lista zarzutów wobec Suspirii, z którymi  jak dotąd się zetknęłam, jest długa i bardzo urozmaicona. Są tacy, których delikatne oczy razi kiepskie aktorstwo, innym przeszkadza mało wyrafinowana intryga, nie mówiąc już o skandalicznie kiepskim finale. Niektórzy idą zaś o krok dalej, nie widząc w filmach Argento „żadnego przekazu”, ani też „żadnej głębokiej myśli”.


Powyższe zdania piszę rzecz jasna ironicznie, bowiem to nie w tym ma tkwić istota obrazów (nieprzypadkowo używam tu tego słowa) Argento. W mojej ocenie dotyczy to w pierwszej kolejności Suspirii, gdyż to ona najpełniej oddaje to, za co cenię włoskiego twórcę. 


Suspiria
A cenię go za umiejętność perfekcyjnej gry na zmysłach widza, który zostaje wręcz wchłonięty przez to, co widzi na ekranie (swoją drogą, im większy ekran, tym większe ryzyko bycia wchłoniętym ;)). W Suspirii wzrok atakują szokująco intensywne, nasycone kolory (przede wszystkim oślepiająca, wszechogarniająca czerwień), fantazyjna scenografia  (te wzory na ścianach!), surrealistyczne i makabrycznie piękne sceny morderstw, bezlitosne jazdy kamery (najbardziej widoczny wpływ Bavy) czy po prostu pieczołowita dbałość o każdy najdrobniejszy wizualny szczegół (na marginesie dodam, że moja ulubiona scena nie rozgrywa się jednak w barwnej scenerii akademii, i bierze w niej udział niewidomy oraz jego pies). Gwałtu na zmysłach dopełnia natomiast psychodeliczna, niepokojąca muzyka zespołu Goblin, bez której całość robiłaby nieporównywalnie  mniejsze wrażenie. 


Suspiria stanowi pierwszą część tzw. Trylogii matek, na którą składają się ponadto Inferno oraz Matka Łez. Ostatniego utworu jeszcze nie widziałam, ale od razu uprzedzę, że nie jest on ponoć zbyt udany, i polecić można go chyba tylko najbardziej zagorzałym fanom Włocha.


Inferno
Kto jednak da się uwieść Suspirii, powinien zerknąć w następnej kolejności na Inferno, pozostające w duchu pierwszej części trylogii. Mnie osobiście film nieco rozczarował, wydał mi się dosyć wtórny (ZBYT wtórny) wobec słynnej poprzedniczki, ale przyznam, że atmosfera w dalszym ciągu budowana jest umiejętnie, kolorystyka znowu zachwyca (z tej części lepiej zapamiętałam odcienie błękitu i fioletu), podobnie jak muzyka, może nie tak szokująca jak w Suspirii, ale stanowiąca odpowiednie  tło dla całości. 






Ostatnim z horrorów Pana Argento, który zarekomenduję, jest Phenomena. Różni się ona nieco od dwóch wcześniej wymienionych tytułów – przede wszystkim daje się zauważyć brak bijących po oczach kolorów – ale posiada swoje własne niewątpliwe walory. Według mnie (acz zdania w tej kwestii są, jak to często bywa, podzielone) największym z nich jest ciekawie użyta, wyjątkowo szarpiąca nerwy ścieżka dźwiękowa, stworzona po raz kolejny przez grupę Goblin, ale zawierająca także utwory Iron Maiden czy Motorhead, które to połączenie dało w moim odczuciu naprawdę niebanalny efekt.


Nastrój wykreowany przez reżysera tradycyjnie już mnie urzekł, a do tego doszły pewne nieoczekiwane rozwiązania scenariuszowe, których oczywiście nie zdradzę, a dla których warto sięgnąć po ten tytuł. Dodatkową atrakcję może także stanowić udział w tej produkcji młodziutkiej, zaledwie 15-letniej Jennifer Connelly.


Jeżeli jednak horrory autorstwa Dario Argento nie przypadną wam do gustu, można dać szansę jego thrillerom i kryminałom, w których – podobnie jak u Bavy – widać wyraźne inspiracje twórczością Hitchcocka.



Głęboka czerwień
Za najbardziej udany z nich uważam (i nie jestem w tej opinii osamotniona) Głęboką czerwień. Otrzymujemy w niej najbardziej charakterystyczne i najlepiej wychodzące reżyserowi elementy, czyli ociekające makabrą sceny zabójstw, drapieżną kolorystykę i rewelacyjny soundtrack made by – nie inaczej – zespół Goblin. Tym razem dodać do tego należy również zgrabną, wiarygodną i mocno momentami trzymającą w napięciu intrygę, a także całkiem niezłe aktorstwo (w roli głównej znany z Powiększenia  David Hemmings).


Podobnie rzecz ma się w przypadku kolejnego bardzo dobrego thrillera Włocha, czyli Ciemności. Jedyną rzeczą przemawiającą według mnie na niekorzyść tego filmu jest nieco słabszy, mniej wwiercający się w mózg soundtrack; możliwe jednak, że jest on po prostu zbyt dyskretny (jeżeli mogę użyć tego słowa w przypadku twórczości Argento ;)) jak na moje spragnione psychodeli ucho.


Na koniec wspomnieć muszę o tzw. Trylogii zwierzęcej, złożonej z Ptaka o kryształowym upierzeniu, Kota o dziewięciu ogonach i Czterech much na szarym aksamicie. Podobnie jak miało to miejsce z Trylogią matek, Trylogię zwierzęcą najlepiej zacząć od części pierwszej (będącej jednocześnie debiutem reżysera) i najlepszej, czyli Ptaka o kryształowym upierzeniu, i ewentualnie w dalszej kolejności sięgnąć po następne części.


Mnie osobiście Ptak nie oczarował, ale nie oznacza to, że zniechęcam do seansu; tak jak w dwóch wyżej wspomnianych thrillerach/kryminałach, do fabuły raczej nie można mieć większych zastrzeżeń, film może wciągnąć i trzymać w napięciu, a istotną zaletę stanowią ponadto zdjęcia świetnego operatora, Vittorio Storaro, znanego m.in. z Ostatniego tanga w Paryżu czy Czasu apokalipsy.



Podsumowując jednym zdaniem twórczość Dario Argento, horrory jego autorstwa poleciłabym osobom ceniącym niesamowitą atmosferę oraz intensywne, impresjonistyczne doznania wizualne, a przy tym  potrafiącym przymknąć oko na niektóre dosyć naiwne czy niedorzeczne rozwiązania fabularne, thrillery zaś tym, którzy oczekują również nieco bardziej przekonującej, trzymającej w napięciu historii, w której znaczącą rolę odgrywa podświadomość. 


Tak dla odmiany Suspiria


Inne: Mario Bava - La ragazza che sapeva troppo, Sei donne per l'assassino,  Reazione a catena; Umberto Lenzi - Il coltello di ghiaccio , Lucio Fulci - Una sull'altra , Il gatto nero, Una lucertola con la pelle di donna ; La morte ha fatto un uovo Giulio Questiego, Femina Ridens  Piero Schivazappy , Il tuo vizio è una stanza chiusa e solo io ne ho la chiave Sergio Martino, Il dolce corpo di Deborah Romolo Gurerriego, Baba Yaga Corrado Fariny , La tarantola dal ventre nero Paolo Cavary, La casa dalle finestre che ridono Pupiego Avatiego, Opera Dario Argento



Nie mogę się powstrzymać by nie dorzucić na koniec Inferno





Slasher movies


Ponieważ jest to jeden z mniej lubianych przez mnie podgatunków, rewolucyjnych odkryć w jego przypadku nie dokonam ;) Prawdę mówiąc, ograniczę się w tym przypadku do jednego tytułu, wymienionego zresztą przez Cat In The Well.

Tytułem tym jest Krzyk w reżyserii Wesa Cravena, który dzięki umiejętnej żonglerce cytatami z najsłynniejszych horrorów (głównie rzecz jasna slasherów) staje się filmem, który w równej mierze potrafi nastraszyć, jak i rozbawić. A trzeba przyznać, że inteligentne połączenie tych dwóch cech nie jest łatwe, nie tylko w omawianym podgatunku.

Niestety, kolejne części tetralogii  są już o wiele słabsze i nie sprawiają takiej frajdy, jaką odczuwa się oglądając część pierwszą.

Chętnie jednak zapoznam się z ciekawymi tytułami tego podgatunku, więc jeżeli ktoś ma jakieś propozycje, zachęcam do wymienienia ich w komentarzach.