środa, 31 października 2012

28. WFF - odkrycia, cz. 2



Z okazji Halloween, część druga odkryć 28. WFF. Tym razem filmy hiszpańskojęzyczne; kolejny przypadek...?

3. Królewna Śnieżka, reż. Pablo Berger (Hiszpania, Belgia, Francja)

W 2011 roku filmowy świat został podbity przez francuskiego Artystę, utrzymanego w konwencji kina niemego. Królewna Śnieżka (swoją drogą, skąd ostatnio moda na ekranizowanie tej właśnie baśni?!) w reżyserii Pablo Bergera podąża tropem wyznaczonym przez słynnego francuskiego poprzednika. Zapewne, gdyby była to pierwsza produkcja w tym stylu, zrobiłaby o wiele większe wrażenie, ale nawet mimo oczywistych skojarzeń z Artystą, czarno-białe wysmakowane zdjęcia pozostają ogromnym atutem filmu.
Trzeba też podkreślić, że przyjęta forma służy tutaj zupełnie innemu celowi – podczas gdy w Artyście chodziło o złożenie hołdu kinu niememu, autor Śnieżki bawi się z dobrze nam znaną treścią baśni i robi to znakomicie (w której innej Śnieżce znajdziemy krasnoludka-transwestytę i macochę sado-maso? :) )
Jedną z ważniejszych cech filmu Bergera jest mocne osadzenie historii w hiszpańskiej kulturze; corrida i flamenco stają się tu istotnymi elementami, mającymi znaczący wpływ na kształt całości.
Dodatkową zaletę Królewny Śnieżki stanowią liczne nawiązania do uznanych dzieł światowej kinematografii; wprawne oko może podobno dostrzec ukłon w stronę filmów Bergmana, Buñuela, Saury, Felliniego, a nawet Wildera.
Podsumowując: przepiękna forma oraz błyskotliwie zinterpretowana treść czynią z Królewny Śnieżki filmową perełkę, przed którą chylę czoła.

PS. To jedyny z moich faworytów, który załapał się do pierwszej dziesiątki Plebiscytu Publiczności – niech to stanowi osobną rekomendację.


4. Diablo, reż. Nicanor Loreti (Argentyna) 

Filmowa jazda bez trzymanki i na bezdechu, po raz drugi. Opowieść o byłym bokserze, który w ciągu jednego dnia przyjmuje kilka niespodziewanych wizyt, uruchamiających szaloną lawinę wydarzeń, powinna przypaść do gustu wielbicielom Quentina Tarantino. W Diablo odnajdujemy bowiem te same czynniki, które są wyznacznikiem stylu twórcy Pulp Fiction: zabawę konwencją kina akcji, gejzery czarnego humoru i sceny pełne przemocy, tak dosłownej i przerysowanej, że nie można jej brać na poważnie. Mam jednak wrażenie, że reżyser Diablo posuwa się dalej niż Tarantino, a jego film osiąga taki poziom absurdu i kiczu (zamierzonego), że widzowi nie pozostaje nic innego jak tylko bezsilnie zwijać się ze śmiechu (Diablo był jedynym filmem, na którym uśmiałam się do łez).

Gdyby ktoś nie do końca jeszcze wierzył w mój gust filmowy, i tym razem mogę zapewnić, że film zebrał bardzo pozytywne opinie wśród innych widzów, a równie żywiołowych reakcji publiczności (potęgujących jeszcze wrażenie znakomitej zabawy)  nie dane mi było widzieć na żadnym innym seansie.


Na deser wspomnę o jeszcze jednym filmie, który może nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia jak omówiona czwórka, ale również stał się bardzo bliski memu sercu, ze względu na ponadprzeciętny poziom dziwaczności.

Filmem tym jest Pervertigo, którego autorem jest Jaron Henrie-McCrea; pierwsza amerykańska produkcja w zestawieniu. 



Każda z postaci pojawiających się w filmie ma swoje niecodziennie, nieszablonowe… nazwijmy to hobby. Przykładowo, główny bohater o imieniu Lloyd, jest nałogowym podglądaczem. To dość nietypowe zajęcie, któremu oddaje się z pasją i zaangażowaniem, staje się punktem wyjścia intrygi obfitującej w zaskakujące zwroty akcji, intrygi, której uczestnicy z całą pewnością odstają od tego, co nazywamy powszechnie „normą społeczną”.
Podobnie jak pozostałe cztery omówione filmy, Pervertigo gwarantuje raczej dobrą rozrywkę niż duchowe i intelektualne uniesienia, ale czy nie taka jest z założenia podstawowa rola kina?

Ja jestem pewna jednego: gdyby na nasze ekrany wprowadzano takie właśnie filmy zamiast mdłych komedii romantycznych czy hollywoodzkich superprodukcji, praktycznie niczym się od siebie nie różniących, słowo „rozrywka” niewątpliwie kojarzyłoby się o wiele lepiej niż ma to miejsce teraz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz