środa, 5 grudnia 2012

Burtonizm cz.3


Przed Wami trzecia (i ostatnia) część artykułu o twórczości Tima Burtona. Przy okazji, czy Wy także z niecierpliwością wyczekujecie "Frankenweenie"? Enjoy!



Z niecierpliwością czekasz na kolejny film Tima. Mówisz o nim „Tim”, zaczynasz traktować jak przyjaciela, bo zdaje się wiedzieć, co ci w duszy gra. Zdaje się cię rozumieć, chociaż cię nie zna. Nie uważasz, że to dziwne. Po prostu musicie być sobie przeznaczeni. Lubisz sobie myśleć, że jesteście do siebie podobni, a nawet tacy sami. Nie, ty nie nosisz takich śmiesznych strojów i fryzur.


Musiałeś czekać prawie dwa lata. Jest rok 2005, ty masz lat dwadzieścia. Nie jesteś już nastolatkiem, jesteś dorosły. Więcej rozumiesz, widzisz, czujesz. Do kin trafia właśnie animowana „Gnijąca panna młoda Tima Burtona”. Podoba ci się tytuł, zwiastuje nieprzewidywalność i dziwność. Już wiesz, że się nie zawiedziesz. Gasną światła, ty zapadasz się głębiej w fotel, odgradzasz się od innych ludzi, przenosisz do ekranowego świata. Rozpoczyna się film. Raz za razem wybuchasz śmiechem. Uwielbiasz czarny humor. „To takie angielskie!” – myślisz. Nucisz pod nosem piosenki, wytupując rytm prawą nogą. Razem z młodzieńcem o imieniu Victor wracasz z podróży do XIX-wiecznej Anglii, aby poślubić swoją narzeczoną – Victorię. Dla zabawy zakładasz na znaleziony w lesie patyk-palec obrączkę i wypowiadasz, celem poćwiczenia, słowa małżeńskiej przysięgi. Wtedy pojawia się Ona. Decydujesz się podążyć do świata zmarłych, aby poślubić tę, do której ów palec należał. Wiesz, że czeka cię wiele przygód. Wiesz, że to wszystko nie może się dobrze skończyć, a jednak brniesz dalej i dalej. Historia jednak szybko się kończy, a ty czujesz niedosyt. Jeszcze chociaż raz, na chwilę chciałbyś zawitać do świata zmarłych, który w porównaniu z tym na górze wydaję się być idyllą. Podczas gdy świat ludzi jest szary i ponury, zamieszkiwany przez groteskowo smutne postacie – świat umarłych wybucha kolorami, gwarem, muzyką, tańcem. W oczy rzucają ci się powyginane kształty zabudowań, mroczna sceneria lasu, wszechobecna groteskowa groza, karykaturalne postacie. Jesteś wniebowzięty, tak jak reszta sali. Tu i tam słychać pomruki zadowolenia, ciche komentarze i głośne śmiechy. Zapalają światła, cichnie muzyka. Wychodzisz z kina, wsiadasz do pociągu, wracasz do domu. Odpalasz komputer. Wchodzisz na różne strony, fora. Chcesz się dowiedzieć więcej na temat filmu. Czytasz o technice poklatkowej, o koniecznej dla niej cierpliwości dla układania makiet i kukiełek, o skomplikowanej i pracochłonnej metodzie otrzymywania filmu. Myślisz, że to pewnie dlatego wydaje się on jeszcze bardziej magiczny i staje się artystyczną wariacją na temat śmierci. Śmierci, która wydaje się być ciekawsza od życia. Układasz dłonie na klawiaturze komputera. Od niedawna po każdym seansie spisujesz swoje przemyślenia. Cytaty, które zapamiętałeś. Szczegóły, które nie chcesz, żeby ci umknęły. Wystukujesz tytuł, reżysera, aktorów, słowo „gatunek” i wpatrujesz się w puste pole. Bo czym właściwie jest „Gnijąca panna młoda…”? Animacją? Nie, to by było zbyt banalne. Bajką? Może, ale z elementami grozy, powieści gotyckiej w stylu Poe’a, makabreski. Czarną komedią? Z całą pewnością. Komedią romantyczną? W pewnym sensie. Musicalem? Może, ale nie o to w nim chodzi. Po krótkim czasie stwierdzasz, że to nie jest najważniejsze i po prostu pozwalasz swoim myślom płynąć, a swoim palcom zapisywać ten nieuporządkowany strumień świadomości.
Czytasz to, co napisałeś na końcu: „Czuję się jak postać z filmu Burtona, która w kolejnych produkcjach przybiera tylko inne kształty, a tak naprawdę jest różnymi odcieniami tej samej barwy. Postacią, która nie potrafi sobie za bardzo poradzić z otaczającym ją realnym światem. Ucieka więc w świat nierealny – magiczny, fantastyczny, inny.”
Tak dzieje się z Edwardem Nożycorękim, z Edwardem Bloomem, a nawet z Victorem. Dlatego czujesz się z nimi tak mocno związany, tak bardzo przeżywasz ich historie opowiadane przez Burtona na ekranie.  Nie możesz się doczekać kolejnych.




Do przeczytania wkrótce
Amandine

1 komentarz: