wtorek, 28 sierpnia 2012

"Yuma" - recenzja

Sadowię się wygodniej w kinowym fotelu. Na sali prawie pusto. To dobrze, nie lubię tłumów. Czekam z niecierpliwością na film, bo nie wiem czego się mogę spodziewać. Przeczytałam kilka rozbieżnych recenzji, wysłuchałam różnych opinii. Jedni nazywają Yumę najgorszym polskim filmem, inni zarzucają mu nieścisłości, jeszcze innym po prostu się podoba. Czekam, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Już po seansie. I jak?


Generalnie, miłe zaskoczenie. Spodziewałam się kiepskiego polskiego filmu. Otrzymałam całkiem dobry polski film (bo dobre filmy tworzone są w kraju rzadko, o arcydziełach lepiej nie wspomnę). Yuma to poprawnie zrealizowana opowieść o procederze jumania, czyli robinhoodowskiego w swoim zamyśle okradania bogatych Niemców i dawania biednym Polakom.
 Główny bohater – Zyga (w tej roli wschodząca gwiazda Jakub Gierszał) – z pomocą obrotych kumpli, Młota i Kuli, wyrusza na podbój niemieckich sklepów, aby zabierać bogatym i dawać biednym. Wkrótce zostaje królem okolicy. Zmierzyć się jednak będzie musiał z rosyjską mafią, nieprzekupnym policjantem, a także ze swoimi uczuciami i wątpliwościami.


Fabuła zbudowana jest z wielu warstw pobocznych wątków (mamy więc  nie jedną, a dwie nieszczęśliwe miłości, wątek kazirodczy, walkę z wrogiem, kryzys przyjaźni – a to wszystko okraszone sporą dawką stereotypów). Można jej zarzucić niedociągnięcia, błędy (zarówno natury technicznej, jak i merytorycznej) ale trzeba przyznać, że film ogląda się nieźle (z wyjątkiem kilku słabszych, zbyt długich momentów).
Ogółem obraz broni się jako prosta, niewyszukana forma rozrywki, która także jest człowiekowi od czasu do czasu potrzebna.


Do przeczytania wkrótce
Amandine

P.S. Czy tylko ja uważam, że Gierszał jest przystojny?

2 komentarze: