Obiecana część druga (i zarazem przedostatnia) burtonowskiego cyklu. Nie zdradzę Wam jeszcze o czym piszę w części trzeciej. Niech to będzie niespodzianka. Enjoy!
Masz osiemnaście lat. Jesteś już dorosły, ale twoje wybory
życiowe się nie zmieniły. Nadal prowadzą cię tą samą ścieżką – ścieżką filmu.
Przez te wszystkie lata pozostałeś wierny dziecięcej, burtonowskiej wizji
świata. Niestrudzenie hołdujesz zasadzie: „Na wszystkie filmy Burtona, bez
względu na recenzje, wybieram się zaraz po premierze”. Jest 2004 rok, do kin
trafiła właśnie „Duża ryba”. Udaje ci się zdobyć bilet na pokaz premierowy.
Niemal biegniesz wieczorem do kina. Oczekujesz wiele, a jednocześnie boisz się
oczekiwać. Boisz się rozczarowania. Wyświetlają film. Zatracasz się w
opowieści. Nie zauważasz, że kino powoli, człowiek po człowieku pustoszeje.
Zapalają światła, budzisz się z transu. Ta historia kompletnie cię zaczarowała
i obezwładniła. Nie sądziłeś, że Burton bez Deppa będzie jeszcze lepszy, lepszy
niż wszystko, co do tej pory oglądałeś. Całkowicie i bez zastrzeżeń kupiłeś
idylliczną opowieść o surrealistycznym życiu starego ojca, wsłuchałeś się w
niesamowicie brzmiące, barwne historie o cyrku, wiedźmie, olbrzymie, prawdziwej
miłości, przygodach, wzlotach, upadkach, rodzinie, śmierci, życiu. Zapragnąłeś
w nie uwierzyć. Może nawet uwierzyłeś. Po raz kolejny za sprawą filmu
przeniosłeś się do innego świata i żyłeś w nim. Za krótko. Uwielbiasz takie
filmy, gdzie nie musisz myśleć o scenografii, grze aktorskiej, muzyce. Kiedy to
wszystko staje tylko tłem dla świetnie opowiedzianej historii. Dajesz się
porwać i myślisz, że to prawda, rzeczywistość. Po powrocie do domu czekasz aż
Edward Bloom zapuka do twoich drzwi i opowie ci kolejną historię. Niesamowitą, a
może jednak niesamowicie prawdziwą historię swojego życia.
Do przeczytania wkrótce
Amandine
P.S. Fani Burtona łączcie się!
"Big Fish" to rzeczywiście rewelacja, ale ja jednak w stosunku do Burtona jestem znacznie bardziej krytyczna ;)
OdpowiedzUsuń