środa, 26 września 2012

Twórczość Tomasza Bagińskiego

Madame&monsieur!
Dzisiaj mam dla Was trochę większy, obszerniejszy tekst - artykuł o twórczości mistrza polskiej animacji. Coś do poczytania raczej przy drugim daniu, niż przy zupie, jak zazwyczaj. Enjoy!




1976, Białystok. Mroźna styczniowa noc. W jednym z miejskich szpitali przychodzi na świat dziecko. Nikt jeszcze nie wie, że dziecko to zostanie wkrótce uznane za geniusza. Dziecko z kolei nie wie, że oczaruje je świat komputerów oraz możliwości, które on stwarza. Nie wie też, że zostanie najsłynniejszym polskim animatorem. Animowanym geniuszem. Graficznym guru. Dziecko nie zauważa nawet, kiedy przestaje być po prostu „dzieckiem” i staje się „Tomaszem, Tomkiem, Tomaszkiem”. Tomasz to na cześć Tomasza Manna, Woodrowa Wilsona, Mertona, wujka, dziadka albo sąsiada. Nazwisko – standardowo, po tacie – Bagiński.

 1997. Dziecko przestało być już dawno dzieckiem, przestało być nawet „Tomciem i Tomaszkiem”. Dziecka po prostu nie ma. Jest tylko Tomasz, który rzucił studia architektoniczne, bo zakochał się w filmie i tym postanowił się zająć. Tomasz tworzy swoją pierwszą etiudę. Powstaje „Rain”, który zdobywa parę nagród oraz uznanie i staje się przepustką do dalszej, większej kariery. Akcja tego krótkiego filmu rozgrywa się w przyszłości, na Ziemi zniszczonej przez globalne ocieplenie, gdzie ludzie, aby poczuć deszcz, muszą się podłączyć do wirtualnej rzeczywistości...Film przychodzi i odchodzi. Myśli Tomasza zaprzątają już nowe projekty. Tomasz nie próżnuje. Wymyśla, pisze, czyta, inspiruje się, szuka pomysłów.

2002. Tomasz tworzy swoje najsłynniejsze dzieło. Powstaje „Katedra”. Obraz, zainspirowany Dukajem, opowiada historię pielgrzyma zwiedzającego tajemniczą budowlę (przypominającą trochę katedrę Sagrada de Familia autorstwa Gaudiego). Wraz z nim w absolutnej ciszy przemierzamy korytarze, kontemplujemy motywy zdobiące ściany, szukamy sensu. Wkrótce zaczynamy podejrzewać, że to nie jest zwykła budowla. Chcemy krzyknąć: „Uciekaj stamtąd!”, jakby to mogło coś zmienić. A przecież wiemy, a raczej bardziej czujemy, że stanie się nieuniknione. I nic nie możemy na to poradzić. Co najwyżej snuć wnioski. Na przyszłość.
Obraz powstawał aż trzy lata, mimo że trwa tylko siedem minut. Efekty tomaszowego poświęcenia widać w niezwykłej plastycznej precyzji oraz doskonałym zgraniu obrazu i dźwięku. To wszystko zostaje docenione tam, na górze. Wraz z „Katedrą” przychodzi nominacja do Oscara, a wraz z nią sława i uznanie. Wszyscy nagle chcą być przyjaciółmi Tomasza, wszyscy wiedzą wszystko o jego sztuce, wszyscy ją rozumieją . Tomaszowi ciężko odnaleźć się w nowej sytuacji. Postanawia po prostu robić swoje. 

2004. „Sztuka spadania”. Tomasz zwiększa tempo. I już rok po „Katedrze” wypuszcza w eter nowe dzieło. Niesamowite, wieloznaczne i przejmujące. Może nawet lepsze niż wcześniejsza, osławiona prawie-oscarowa animacja. Z pewnością - inne. Tomasz traktuje temat opowieści surrealistycznie, posługując się przy tym z werwą czarnym humorem i groteską. Jest w nim coś skrajnie tarantinowskiego. Zwłaszcza w finałowej scenie tańca, którą ma się przed oczami na długo po zakończeniu projekcji. „Sztuka spadania” przedstawia zapomnianą bazę wojskową, gdzie wysyłani są zasłużeni oficerowie, „których wojsko nie może się jeszcze pozbyć, a którzy w wyniku wypełnionych misji stracili rozum i kontakt z rzeczywistością” (brzmi znajomo i bardzo współcześnie, vide Afganistany i Iraki). Tam mogą pielęgnować swoje dziwactwa. Stary, psychicznie zagubiony Generał tworzy sztukę. Jednak nie na papierze i nie na płótnie. W inny sposób. Bardziej realistyczny.


2007. „Kinematograf”. Tomek wyraźnie traci oddech i formę. Po dwóch wybitnych dziełach przychodzi czas na coś zatrważająco przeciętnego. Oczywiście od strony formalnej jest nadal dobrze, nawet bardzo – kreacja postaci i ich otoczenia to prawdziwy animacyjny majstersztyk. Jednak temat i przesłanie są zbyt proste i banalne. Zupełnie nie Bagińskie. Otóż mamy Francisa, skromnego mieszczanina, a zarazem - wynalazcę samouka. Pozornie jest szczęśliwy - ma wielki dom, dużo wolnego czasu i kochającą żonę. Niestety ma też obsesję. Chce stworzyć coś, co przyćmi wszystko inne. Francis chce zmienić świat, tworzy więc kinematograf. Zapomina przy tym, że nie da się mieć wszystkiego, a szczęście nie trwa wiecznie. Oklepane, ale przyjemnie się ogląda.


2012. Tomek tworzy kolejne projekty, zamówienia (sygnuje swoim nazwiskiem między innymi „Animowaną historię Polski” na targi w Szanghaju)i przymierza się do zawładnięcia pełnym metrażem. Warsztatowo jest coraz lepiej, ale brakuje dawnego Tomka – surowego, z niesamowitymi, nietuzinkowymi pomysłami, tajemniczego. Czy wróci? Czas pokaże.



Do przeczytania wkrótce
Amandine

P.S. Już wkrótce na blogu recenzja "Jesteś Bogiem". Właśnie się wybieram na najnowszy film Leszka Dawida.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam "Katedrę" :) ... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. niestety nie zapoznałam się z żadnym z tych filmów, ale czekam z niecierpliwością na recenzję "Jesteś Bogiem", byłam i polecam, aczkolwiek jako fanka Pfk znajdę tam jakieś minusy ;)
    pozdrawiam http://shocostyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety nie znam żadnego z tych filmów,ale recenzji Jesteś Bogiem nie mogę się doczekać,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Gorąco polecam! Naprawdę warto zapoznać się z jego twórczością :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń